Często wertuję internet w poszukiwaniu informacji o miejscowościach nad Wkrą, które odwiedzam. Tym razem przyszedł czas na Glinojeck. Okazało się, że oprócz informacji o tym mieście, pokazało mi się sporo informacji o miejscowości Wkra, a właściwie o znajdującym się tam drewnianym dworku. Pomyślałam wow, wcześniej nie widziałam tego obiektu w żadnym przewodniku, jadę tam. Po przypadkowej wizycie w Malużynie, dotarłam w końcu do Wkry, miejscowości pod Glinojeckiem. Jest, oczom ukazuje się pokaźny drewniany budynek, stojący prostopadle do ulicy. Z daleka nie wygląda tak źle, ale przybliżając się widzę, że stan budynku jest opłakany. To właściwie ruina, ale zostało jeszcze sporo charakterystycznych dla drewnianej architektury z tego rejonu ciekawostek. Uwagę zwracają zdobienia nad głównym wejściem. Tworzą rodzaj portalu nad gankiem. Dodatkowo z boku znajduje się jakby dobudowana później weranda ze zdobieniami ażurowymi. Z tyłu budynku, znacznie gorszy widok. Ceglana dobudówka, która powstała prawdopodobnie dla uzyskania dodatkowego wejścia. Po II wojnie zostali tam zakwaterowani pracownicy PGRu, kilka rodzin lub osób i dla każdego wyodrębniono oddzielne wejście. Takich wejść naliczyłam pięć. Lokatorzy mieszkali tam jeszcze w początku XXI wieku. Wchodzę do poszczególnych części, wszędzie totalnie zrujnowane pomieszczenia. W niektórych, zawalony strop, żal patrzeć.
Dworek został zbudowany w końcu XIX wieku, jego właścicielami byli członkowie rodziny Sujkowskich. W końcu lat dwudziestych, cały pokaźny majątek liczył 440 hektarów, a jego ostatnia właścicielką była Anna Orłowska, urodzona w 1897 roku. Kobieta zmarła w kwietniu 1945 roku, w wyniku szykanowania przez Niemców i Rosjan. Dworek stoi na ceglanej podmurówce, jest chyba częściowo lub w całości podpiwniczony, parterowy, zbudowany na planie długiego prostokąta. Uwagę zwracają piękne drewniane wykończenia. Chyba jakiś zdolny snycerz pracował przy budowie dworu, bo drewniane zdobienia przypominają podwarszawski świdermajer. Obiekt pokryty jest niewysokim, czterospadowym dachem.
Jak przykro oglądać taki obiekt w stanie rozkładu. W międzyczasie widzę, że po dworku chodzi para młodych ludzi. Oglądają zachwycają się i biadolą nad stanem obiektu, czyli podobnie jak ja. Oznacza to, że jest zainteresowanie dworkiem, dowiaduję się, że przyjechali tu specjalnie, wymieniamy informacje o innych obiektach. Przez chwilę staję się ekspertem, bo znam już całkiem sporo ciekawych miejsc. Odjeżdżają, a ja wciąż chodzę wokół, patrzę, nagrywam filmik. Idę w kierunku rzeki, której nie widać spod dworku. Bliżej rzeki rośnie wiele starych drzew, które tworzą równoległą do Wkry aleję. I nagle wyłania się piękny widok na rzekę. Działka, na której znajduje się dworek, to skarpa, dość łagodna, ale wysoka, widać rzekę tworzącą zakola, jest ich kilka w zasięgu wzroku. Wkra zakręca i powraca. Bardzo ciekawe miejsce, W okolicy widać, że powstają działki i działeczki z różnymi domami i domkami letniskowymi, trudno się dziwić, ale ludzie nie troszczą się obecnie o spójność architektury. Brzmi górnolotnie, no cóż, każdy chce być blisko rzeki, wpycha się w krajobraz ze swoim obiektem, nierzadko nieciekawym. Wracam do dworu, jeszcze raz obchodzę i oglądam. Widzę, że wzbudzam zainteresowanie sąsiadów, dwóch panów, którzy nagle postanowili uporządkować koniec swojej działki. Obserwują mnie, widzę to i postanowiłam zagadać. Pytam, czy dworek ma właściciela, czy będzie ratowany. Dowiaduję się, że jest właściciel, zamożna osoba, oburzają się, że chodzę i oglądam, bo to czyjaś własność, jak można. Ale przecież nie jest ogrodzone, nie ma żadnej tablicy, informacji, zakazu, wszystko jest zrujnowane. Na moje pytanie, co z tym dalej, śmieją się, co znaczy, że właściciel tylko czeka, aż to się zawali, czy spali, a obiekt jest przecież zabytkowy. Niemiła rozmowa kończy się, a ja nie mam wyrzutów sumienia, że tu wlazłam, robiłam zdjęcia i nagrywałam film. Chociaż tak ocalę ten obiekt i zostanie jakiś ślad. Nie mam też wyrzutów sumienia, bo ktoś nawet nie zadał sobie trudu, żeby posprzątać ten obiekt po lokatorach. Zastanawiam się też, jak to możliwe, że pozostały meble, rzeczy, ubrania. te osoby chyba poumierały i dworek został pusty, a następnie splądrowany w poszukiwaniu cennych rzeczy i właściciela jakoś to nie obchodzi. Bardzo szkoda, że nikt się nie zatroszczył o taki zabytkowy obiekt. Po tych wszystkich wrażeniach, przez Glinojeck tylko przejeżdżam, wrócę innym razem…